Nowa miłość ;) ponieważ szczęście to droga :)

         Moja praca daje mi możliwości zwiedzania wielu miejsc turystycznych. Sprawdzanie miejsc i ocenianie hoteli jest niezbędne, aby móc opowiedzieć i zachęcić do danego kierunku. Pełna nadziei i obaw poleciałam pod koniec października na Lanzarote i Fuerteventurę. I... zakochałam się w Wyspach Kanaryjskich. Konkretnie- najbardziej zauroczyła mnie Lanzarote... wulkaniczna, pełna nieziemskiego uroku. Inna, surowa, niezwykła, kształtowana przez naturę i wspaniałego jej wizjonera- Cesara Manrique. Ogromne wrażenie zrobiłam na mnie wycieczka po wyspie, zaczęliśmy od Parku Timanfaya...



Niesamowita sceneria, siły natury, które tak naprawdę tylko próbujemy okiełznać. W samym Parku nie można wysiadać z autokaru- jest to podyktowane unikalnością tego miejsca na skalę światową- a człowiek, jak powszechnie wiadomo, jest bardzo ingerującą istotą tej ziemi... przez kilka lat pozwalano klientom samodzielnie przemierzać tereny parku autami, jednak stopień zaśmiecania tego cudownego miejsca był przytłaczający. Myślące przyszłościowo władze zarządziły zakaz opuszczania autokarów. Dlatego nie ma możliwości otrzymania dobrych zdjęć ;) ja mam wszystkie poruszone albo z widoczną szybą- jednak 40 osób w autokarze skutecznie utrudnia pstrykanie :) Ale i tak warto było. Kolejnym przystankiem było El Golfo:




To wyjątkowej urody miejsce, zdjęcia tego nie oddają. W kraterze El Golfo uformowało się głębokie jezioro, które swój niezwykły, intensywnie zielony kolor zawdzięcza algom. Zasolenie podobno przewyższa te z Morza Martwego :) nie sprawdzałam ;)
Po krótkim postoju przejechaliśmy do formacji skalnych nad oceanem, nazwanych Los Hervideros. Są tam ciekawe tunele i groty, wszystko stworzone przez naturę, udostępnione przez człowieka :)

Kolejnym tworem tej niesamowitej wyspy(nadużywam wyrazów, wiem:)) jest Jameos del Aqua. Ten fenomenalny wytwór działań natury jest małym fragmentem korytarzy lawowych, pozostałych po wybuchu wulkanu La Corona. W niektórych miejscach te korytarze od góry  się zapadały, otwierając się na świat. W zakrytej jeszcze części jest jaskinia, w której jest jeziorko z niesamowitym(znowu...) mieszkańcem. Biały i ślepy krabik- malutki jak najmniejszy paznokieć, mieszka sobie tylko w tym miejscu. Jest tak mały, że tu również mój magiczny telefon-aparat nie dał rady z wyraźnym zdjęciem :)


Miejsce bardzo klimatyczne... z wrażenia zapomniałam, że po drodze zwiedzaliśmy jeszcze La Geria- uprawa winorośli w tak nietypowy sposób, niespotykany nigdzie indziej :) Wino dobre, fajne miejsce na odpoczynek i posiłek podczas całodziennej wycieczki. Mieliśmy ten przystanek trochę przedłużony z powodu deszczu. Woda słodka jest tam skarbem, towarem bardzo deficytowym. Na Lanzarote nie ma wód gruntowych, problem wody jest ogromny, ogólnie wyspy walczą o każdą kroplę wody słodkiej.
Zbaczam z tematu- kolejny magiczny przystanek to ogród kaktusów, jeden z ostatnich projektów Cesara, dzięki niemu wyspa tak wygląda i ma tyle atrakcji i miejsc do zobaczenia. Nigdy i nigdzie nie widziałam tylu odmian kaktusów.Polecam dla własnej oceny, aby każdy mógł sobie wyrobić opinię :) a obstawiam miłość do całej wyspy :)


Zdjęcia te są jedynie małą namiastką tego, co można zobaczyć, poczuć, spróbować i przeżyć. Polecam każdemu Wyspy Szczęśliwe :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Ania





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Świąteczny spacer z kuzynką :)

Chorujemy...