Na wiosnę wspomnienie zimy :)

Podczas ferii zimowych zrobiłyśmy sobie z Zuzią wycieczkę do Norwegii. Impreza zaplanowana została z dużym wyprzedzeniem, jechałam w pewny śnieg i na śnieżne wygibasy. Nastroje były różne, szczególnie, że narty i sporty zimowe lubi Patryk, a nie Zuzia, ale pierwotnie miał on jechać na drugi koniec Polski. Wyszło jak zawsze, koniec końców syn został z mężem w domu, pilnowali naszego królewskiego zwierzyńca i siebie nawzajem. A my, wraz z dwójką towarzyszy, wyruszyliśmy w podróż do Gdańska, skąd mieliśmy samolot do Haugesund.
Śmieszne było przejście do bramki Wizzair, jakbyśmy byli na bocznym torze :) śnieg akurat sypnął nawet u nas, dość ciekawie brnęło się przez nieodśnieżone pola parkingu.Lot był krótki i przyjemny, przeniósł nas do zupełnie innej rzeczywistości. Haugesund przywitało nas oczywiście śniegiem, zupełnie inaczej sobie je wyobrażałam. Pełne niskiej zabudowy(choć bloki też były, lecz niezauważalne i bardzo ich mało), domek przy domku, niemal ściana przy ścianie. Domek naszych przyjaciół ma przecudny kominek, co, jak później odkryłam podczas odwiedzin u znajomych znajomych, jest normą. Podoba mi się wiele rzeczy, nie byłabym sobą, gdybym nie napisała o segregacji odpadów, która jest tam na zupełnie innym poziomie niż u nas. W kwestii śmieci moim zdaniem jesteśmy głusi i ślepi, a to smutne. Ja jestem obiektem kpin, że staram się zmniejszyć ilość śmieci i lepiej je segregować, znajdować dla niektórych drugie życie. Mam nawet firankowe woreczki na warzywa i owoce, trochę się inspirowałam Życiem Zero Waste.
Dosyć o śmieciach:D bo jak sie rozkręcę, to zamiast wspomnień z białych szaleństw będzie wykład na temat szkodliwości człowieka, ha, ja tak mogę bez końca, tylko mi pozwolić :D
W weekend wyruszyliśmy w góry, do domku blisko stoków. Widoki obłędne. Zapierało dech w piersiach.

















Koniec końców, Zuzia stwierdziła, delikatnie mówiąc, że narty to nie dla niej ;P i spędziła większość czasu w barze dla narciarzy. A ja szlifowałam zdolności na oślej łączce ha ha, nawet miałam wypasioną taśmę wciągającą na górę. U nas nie ma tak fajnych oślich łączek. Pod koniec umiałam już hamować i skręcać, gdzie chciałam :) nie jest to łatwe, ale do opanowania. W sumie tylko dwa razy wcześniej miałam narty na nogach, nie licząc pierwszego razu, który skończył się zwiezieniem mnie na dół przez instruktora. Nie zostało czasu na sanki, a szkoda, miałam straszną ochotę. Jestem takim dużym dzieckiem, lubię się bawić. Norwegia jest piękna, wyniosła i niesamowita, za mało zobaczyłam, żeby jej odpuścić. Na pewno tam wrócę. Na jakieś aktywne wakacje.
Teraz, kiedy już robi się ciepło, mogę planować wypady na kijkach nad morzem, na rower muszę jeszcze trochę popracować- w zeszłym roku niestety ktoś się połasił na moją wiekową damkę :(( i zostały mi tylko własne nogi. Teraz jednak czas na relaks, czekają na mnie dwie książki upolowane w markecie, jak tylko przeczytam, to się podzielę. Pozdrawiam,
A.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Świąteczny spacer z kuzynką :)

Wesołych Świąt :)

Nowe zabawy :)